Za sprawą DOZ Maratonu Łódź z PZU 2016, który odbył się w naszym mieście w ubiegłą niedzielę, Łódź znów stała się na chwilę stolicą biegania. Tradycyjnie do przebiegnięcia były nieco ponad 42 kilometry, które wyznaczono w tym roku przez Śródmieście, Stare Miasto, Księży Młyn, Rokicie, Retkinię oraz Zdrowie.
W rankingu medialności maratonów łódzka impreza (4081 materiałów) jest po środku. Ustępuje dwóm maratonom warszawskim oraz tym w Krakowie i Poznaniu. Generalnie dyskusja toczy się nie, czy organizować taką imprezę biegową w naszym mieście, ale jak ją organizować, żeby powodowała jak najmniej utrudnień dla mieszańców i komunikacji miejskiej.
To już trzeci rok od kiedy na „ZbiorKomie” relacjonuję DOZ Maraton Łódź z PZU, ale od strony komunikacyjnej. To jest tak, że zawodnicy z całego świata biegną ulicami miasta, ja z kolei obserwuję, gdzie tworzą się korki i czy komunikacja miejska działa sprawnie. Jak w tym roku wyglądała organizacja tej imprezy? Czy można było coś poprawić?
Tradycyjnie ten tekst zacznę od sytuacji na drogach, którą zacząłem obserwować jeszcze przed godziną 09.00. Wraz z tegoroczną edycją zmieniła się trasa maratonu. Punkt startowy nie był już zlokalizowany na alei Unii – w rejonie Aquaparku „Fala”, tylko na alei Bandurskiego w pobliżu wejścia na teren Atlas Areny i Stadionu Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Stąd uczestnicy DOZ Maratonu Łódź z PZU pobiegli w kierunku Centrum. W tym momencie utrudnienia pojawiły się już na pierwszym kilometrze, czyli na skrzyżowaniu alei Włókniarzy i alei Jana Pawła II z aleją Mickiewicza i aleją Bandurskiego. Ponieważ cała kolumna biegaczy była jeszcze zwarta, to wstrzymanie ruchu w tym miejscu trwało niecałe 15 minut. Chwilowy postój miały samochody, a także tramwaje oraz autobusy MPK. Z tego powodu z kilkunastominutowym opóźnieniem odjechał pojazd linii 98 w kierunku Nowego Józefowa. Kwadransowy postój mieli też kierowcy i pasażerowie przy ulicy Żeromskiego oraz kierowcy na ulicy Wólczańskiej.
Mały kociołek powstał w okolicy skrzyżowania ulic Ogrodowej i Północnej z Nowomiejską. Jedni maratończycy biegli w stronę Starego Rynku, a inni wracali już w kierunku ulicy Piotrkowskiej. Bez większych utrudnień było na skrzyżowaniu ulic Piotrkowskiej i Radwańskiej oraz Radwańskiej i Politechniki. Policjanci sprawnie przepuszczali samochody, nawet pojedynczo, a pracownicy Nadzoru Ruchu w chwili wolnej przepuszczali tramwaje. Ulica Wólczańska „przedarta” podwójnym odcinkiem – pomiędzy Skargi, a Radwańską – świetnie sobie poradziła bez samochodów. Sporadycznie kierowcy wjeżdżali tutaj od alei Mickiewicza. Bez większych problemów odbywały się również wjazdy autobusów na krańcówkę autobusowo-tramwajową przy ulicy Popiełuszki – pomimo przecinania trasą maratonu. Drobne problemy występowały na głównej arterii Retkini – alei Wyszyńskiego. Chodziło o to, że zamknięcia ulicy powodowały, że trzeba było korzystać z osiedlowych skrótów.
Podobnie były też w kwartale ulic Krakowska, Biegunowa, Siewna, aleja Unii i Konstantynowska. Tutaj biegli zawodnicy DOZ Maratonu Łódź z PZU i ALE 10k Run. Stąd autem i przez przejścia dla pieszych nie było zawsze łatwo. Błędem powtórzonym z roku poprzedniego była organizacja ruchu na alei Bandurskiego – w rejonie dworca Łódź Kaliska. W czasie imprezy jezdnię przy Atlas Arenie zwężono z trzech do jednego pasa ruchu. W tym roku jezdnia w kierunku Retkini była w ogóle wyłączona, a jedyną możliwością był wjazd na aleję Unii i ulicę Maratońską (ślimakiem) z jednego pasa. Tylko tutaj zbyt późno ustawiono barierki, które wymuszały jazdę na tzw. suwak. Niestety, nadal nie umiemy stosować tej metody w praktyce. Niekiedy korki tworzyły się już od alei Włókniarzy, ale to tylko dlatego, że kierowcy po przejechaniu przejścia dla pieszych między wiaduktami, decydowali się zjechać w zwężenie. Tedy na objeździe kursowały także autobusy MPK, więc można było ten ruch bardziej segregować.
Wydaje mi się, że dość sensownym pomysłem było udostępnienie nie całych, a tylko części niektórych ulic. Tak było między innymi na Radwańskiej między ulicą Wólczańską, a aleją Politechniki, na Politechniki pomiędzy ulicą Radwańską i ulicą Wołową, czy na Wyszyńskiego od ulicy Popiełuszki do ulicy Retkińskiej. Dzięki temu część kierowców mogła wyjechać ze swoich posesji, choć przypadki ruchu samochodów po takich odcinkach zauważyłem nieliczne. Za ten pomysł należy się duża pochwała. Częstym problemem poprzednich edycji było zamykanie całych ulic, nawet kiedy miały więcej niż jeden pas. Dla odmiany w tym roku zauważyłem, że dość częste sytuacje wtargnięcia pieszych przed czy pomiędzy biegaczy – pomimo próśb wolontariuszy, a nawet na oczach funkcjonariuszy Policji. Nie rozumiem tylko dlaczego jedni potrafili poczekać lub zmienić miejsce przechodzenia, a inni musieli na przekór akurat w tym konkretnym miejscu przechodzić?
Być może trafiałem na takie momenty, ale generalnie odniosłem wrażenie, że w czasie tych kliku godzin, samochodów przecinających trasę DOZ Maratonu Łódź z PZU 2016 było jakoś mniej. Na ulicach standardowo pojawiły się tablice informacyjne na trasie maratonu, które na szczęście były sukcesywnie uzupełniane w przypadku zniszczenia. Być może niektórzy zmotoryzowani mieszkańcy, doświadczeni poprzednimi latami, zaplanowali wyjście później. A może zamiast autem pojechali komunikacją miejską lub postanowili się po prostu przespacerować? Oczywiście, nie twierdzę, że w ogóle nie było utrudnień, ale chyba było ich mniej niż w poprzednich latach.
Było o utrudnieniach dla kierowców, czas więc na utrudnienia dla pasażerów. W tym roku zmiany dotyczyły tras linii 4, 15, 15A, 43, 46, 50, 54, 54A, 55, 57, 59, 64, 65, 65A, 69, 69A, 69B, 72, 74, 74A, 74B, 76, 77, 78, 78A, 80, 82, 82A, 83, 86, 88, 88A, 96, 98, 99, 99A oraz 6MUK. To mniejsza ilość niż rok temu, ale i tak łatwo nie było. W tym roku swój „dzień pieszego pasażera” mieli mieszkańcy ulicy Tuwima i Struga. Na odcinku od ulicy Nowej do ulicy Żeromskiego od rana nie jeździł żaden z kursujących tam autobusów. Drugim takim rejonem było po raz kolejny Rokicie i ulica Obywatelska. Od porannych wyjazdów z zajezdni aż do 15.30 nie kursowały tędy autobusy linii 55, 65, 65A, 69 i 69A. Plus był taki, że w tym roku można było przespacerować się do ulicy Maratońskiej, które miała bardzo ważne znaczenie. Przez kilka godzin była jedyną drogą dojazdową na Retkinię.
Przygotowując dla Was informacje do informatorów: autobusowego i tramwajowych, korzystałem z materiałów organizatora. Była tam zamieszczona rozpiska dotycząca zmian tras dla komunikacji miejskiej. Skopiowałem, przeedytowałem, no i w środę opublikowałem, żyjąc w błogiej nieświadomości. Dwa dni później napisał do mnie znajomy z informacją, że mam błędy w trasach linii 15, 15A, 57, 59, 65A, 77, 86, 99, 99A czy N2. Wszedłem na stronę Zarządu Dróg i Transportu, przewertowałem szybko tamtejszą rozpiskę i rzeczywiście. Dla przykładu: linia 15A zamiast tymczasowo kończyć na placu Wolności, tylko przez niego przejeżdżała w drodze na Chocianowice Ikea. Linia 65A miała zostać zawieszona, a te kursy realizowała linia 65A na zmienionej trasie do krańcówki Karpacka. Z kolei linia N2, która zmian mieć nie miała, miała jednokierunkową zmianę od sobotniego wieczoru, który poprzedzał imprezę. Organizatorzy maratonu zapewnili, że wersja zamieszczona na ich stronie jest otrzymaną ze ZDiT. Tylko skąd te różnice?
W rejonie skrzyżowania ulic Piotrkowskiej i Zielonej/Narutowicza co roku dochodzi do tej samej sytuacji. Tu mniej więcej po trzydziestu minutach pojawiają się pierwsi biegacze (9 km) i kolumna jest już nieco rozciągnięta. To oznacza, że ruch komunikacji miejskiej na ulicy Zielonej i Narutowicza (linie 1, 9, 9A, 12 i 13) jest wstrzymywany. Jednak tędy wyznaczono po raz kolejny także trasy objazdowe dla linii 15, 15A, 86 i 96. Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, że te wszystkie pojazdy stanęły w zatrzymaniu na przynajmniej pół godziny. Kiedy opuszczałem ten fragment miasta czekało tu aż dziewięć tramwajów i trzy autobusy – w kierunku placu Dąbrowskiego. W kierunku przeciwnym, czyli w stronę placu Barlickiego czekających tramwajów było osiem. Cały czas zastanawiam się, że usilne kierowanie komunikacji w trasę maratonu jest bez sensu. Zastanawiam się jak to jest z biletami czasowymi, które przecież uprawniają do przesiadek. Czas przecież leci, a my stoimy w zatrzymaniu.
Bałem się bardzo o rejon Dworca Tramwajowego Centrum. W tym roku pierwsze cztery kilometry trasy wyznaczono aleją Bandurskiego, aleją Mickiewicza, aleją Kościuszki i ulicą Zachodnią. Oznaczało to tyle, że przy skrzyżowaniu alei Mickiewicza i alei Kościuszki, wszystkie tramwaje (linie 2, 3, 6, 11, 16, 16A) musiały zatrzymać się na kilka minut, aby wjechać lub wyjechać z przystanku przesiadkowego. Ostatecznie nie było tak źle, bo po niecałych 20 minutach po maratończykach śladu już nie było. Gorzej sprawa wyglądała kilkanaście minut później i kilkaset metrów dalej – w okolicy Centralu. Tutaj z ulicy Piotrkowskiej uczestnicy maratonu skręcali w aleję Piłsudskiego (jezdnia południowa). Przy czternastym i piętnastym kilometrze cała kolumna uczestników była już mocno rozciągnięta. Wymusiło to kilkunastominutowy postój dla linii 8,10 i 14, które kursują w relacji wschód – zachód (W-Z). Swobodnie, nie licząc krótkich zatrzymań przy ulicy Radwańskiej, kursowały wagony po trasie północ – południe (ŁTR).
Być może nie każdy wie, ale w ten sam dzień, w którym odbywał się DOZ Maraton Łódź z PZU 2016, wydano zgodę na marsz przeciw proponowanym zmianom w ustawie antyaborcyjnej. Miał on ruszyć o 14.30 z rejonów skrzyżowania ulic Kościuszki i Radwańskiej, a dalej przejść Radwańską, Piotrkowską i zakończyć się na placu Wolności około 16.30. Biorąc ramy czasowe „biegowych” zmian tras komunikacji miejskiej, to teoretyczne w tym rejonie dla linii 4, 15, 15A, 43, 46, 59, 78 i 78A trwały dłużej. Jak w praktyce to wyglądało, nie wiem. W okolice placu Wolności nie zapuszczałem się już późnym popołudniem. Oczywiście nie mam nic przeciwko marszowi, ale w przyszłości warto się zastanowić, czy trzeba fundować w ten sam dzień kolejne utrudnienia dla mieszkańców.
Przyglądając się tegorocznej trasie doszedłem do pewnych wniosków. Przez pewne kosmetyczne poprawki mogłaby być pozbawiona tylu kolizji z komunikacją miejską. Na alei Kościuszki przy Mickiewicza nie trzeba byłoby stopować wagonów, gdyby maratończycy pobiegli zachodnią (w stronę Manufaktury) jezdnią, zamiast wschodnią. Szczególnie, że na krótkim odcinku ulicy Ogrodowej biegli po północnej jezdni, czyli bez kolizyjnie dla liniowej „szóstki” oraz objazdowej „jedynki”, która nie mieściła się na Zielonej. Mniej kłopotów z tramwajami mogłoby być także na alei Piłsudskiego. Zamiast jezdnią południową, zawodnicy mogliby pobiec jezdnią północną, co nie zablokowałoby tramwajów jadących na Widzew czy Retkinię. A w ogóle Zarząd Dróg i Transportu pochwalić muszę za przygotowanie mapki dla pasażerów, gdzie rozrysowane były trasy autobusów i tramwajów, które zmienione na czas imprezy. Nie przypominam sobie, żeby w poprzednich latach takowe były. Z kolei za brak konkretnych informacji graficznych o objazdach muszę niestety zganić. Przydałby się sugerowane trasy.
Jak przystało na tekst o naszej imprezie pora na kilka słów o zwycięzcach. To już chyba taka prawidłowość DOZ Maratonu Łódź z PZU, że ścisłą czołówkę zwycięzców okupują czarnoskórzy zawodnicy. Tym razem wygrał Abraw Misganaw (Etiopia) z czasem 2:13:24, drugie miejsce zajął Jemutai Mutgaa Racheal (Kenia) z czasem 2:31:41, a trzeci na mecie był Mutai Kipkemei (Kenia) z czasem 2:14:15. Jeśli chodzi o rywalizację kobiet, to na podium stanęła jako pierwsza Jemutai Mutgaa Racheal (Kenia) osiągając czas 2:31:41. Druga na mecie zameldowała się Agnieszka Mierzejewska (Polska) notując wynik 2:34:04, a trzecie miejsce nalezy do Ivanovy Nastassii (Białoruś) z czasem 2:34:47. Dodatkowo Mierzejewska drugi raz w karierze została Mistrzynią Polski w maratonie. Wszystkim serdecznie gratuluję! Szczegółowe wyniki znajdziecie tradycyjnie na stronie www.lodzmaraton.pl. Wiadomo już też o kolejnej edycji imprezy. DOZ Maraton Łódź z PZU 2017 odbędzie się w dniach 21-23 kwietnia, czyli tydzień po świętach Wielkiejnocy.
Dodaj komentarz